“Władcy czasu” Eva Garcia Saenz de Urturi
“W tym miasteczku nikt nie puści pary z gęby. Jeśli ktoś poruszyłby kamień, posypałaby się cała lawina, każda rodzina ma coś za uszami”.
Nie da się ukryć, że “Władcy czasu” to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier od początku tego roku. Czy aby na pewno zakończy Trylogię Białego Miasta, czy autorka utrzyma poziom z poprzednich części i wreszcie – czy to zakończenie usatysfakcjonuje czytelników na całym świecie? Na część z tych pytań znajdziecie odpowiedź w recenzji, a na resztę – odpowiecie sobie sami po lekturze. Bowiem nie wyobrażam sobie, żebyście nie przeczytali “Władcy czasów”.
Powieść w powieści
“Władcy czasu” to intrygująca mieszanka współczesności z przeszłością – i to dość odległej, bo sięgającej XII wieku. Jesienią 2019 roku Kraken, Alba i ich współpracownicy z vitorskiego komisariatu prowadzą śledztwo ws. zaginięcia dwóch dziewczynek. Jednocześnie całe miasto zaczytuje się w… powieści historycznej “Władcy czasu”, która przedstawia średniowieczną Vitorię oczami hrabiego Diago Veli. Ciekawość vitorczyków podsyca fakt, że nikt nie wie, kto jest autorem tej książki. Ale gdy podczas spotkania z wydawcą, zostaje otruty wpływowy człowiek, tylko Kraken dostrzega nawiązanie do książki. W końcu nie co dzień ktoś zostaje otruty kantarydyną, czyli odpowiednikiem średniowiecznej viagry.
A fragmenty “Władcy czasu” anonimowego autora opowiadają o powrocie hrabiego don Veli do miasta, w którym wiele się zmieniło. Bliscy, jak i dalsi krewni; ich zasady i obietnice jakby zbladły wraz z upływem czasu. A uczucia? Czy można przeboleć fakt, że ukochana zostaje twoją bratową a czasy są coraz bardziej niespokojne?
Fascynujący zabieg literacki – umieścić fragment książki “Władcy czasu” anonimowego autora jako część historyczną książki “Władcy czasu” Evy Garcii Saenz de Urturi. Powieść w powieści! Tylko, że morderca we współczesnej Vitorii naśladuje historyczny modus operandi – mamy otrucie kantarydyną, dwie ofiary są zamurowane żywcem a jedna zostaje utopiona w specyficzny sposób.
“Małe miasteczko, wielkie piekło”
O ile w poprzednich częściach autorka nawiązywała do konkretnych tradycji tego regionu, to tym razem skupiła się na historii samego miasta, na możnych rodach, na ludziach, którzy decydowali o kształcie miasta w niepewnych czasach. Pokazuje inne czasy, święte wartości i walkę o honor do końca. Podkreśla znaczenie własnych przodków, genów przekazywanych z pokolenia na pokolenie jakby miało to być przestrogą dla współczesnego społeczeństwa, by nie zapominali o swoim dziedzictwie. Chociaż nie będę ukrywać, że bardziej nie mogłam się doczekać, aż do głosu dojdzie Kraken i jego współczesne, wielowątkowe śledztwo.
W książce naprawdę sporo się dzieje – tradycyjnie mamy sporo trupów, zwroty akcji, nieoczekiwane informacje i zasadzki. I złotą myśl – że manipulacja to najpotężniejsza broń psychopaty.
Zawirowania nie ominą także życia osobistego Krakena. Będzie musiał podjąć decyzję, czy dalej być legendarnym inspektorem Krakenem, czy po prostu Unaim – mężem, ojcem, bratem i przyjacielem. Człowiekiem, który nie będzie musiał oglądać się za siebie podczas zwykłego spaceru.
To już koniec
Jak kończyć świetną trylogię, to tylko w takim stylu, jak to zrobiła Eva Garcia Saenz de Urturi. Pokazała jak można zaciekawić a jednocześnie zmrozić krew w żyłach czytelnika przywołując historię miasta, które chociaż małe, to może poszczycić się znamienitą przeszłością. Z wielką ulgą stwierdzam, że to definitywny koniec Trylogii Białego Miasta. Co miało zostać wyjaśnione – zostało. Kołaczące się po głowie pytania zyskały odpowiedzi. Wątki zostały zgrabnie zamknięte. I tylko został taki lekki żal, że to już koniec… Chociaż mam nadzieję, że autorka powróci z nowym cyklem za niedługo.
______
Eva Garcia Saenz de Urturi “Władcy czasu”
Wydawnictwo Muza
data premiery: 26.02.2020 r.