
„Świadek śmierci nad Śniardwami” Marta Matyszczak
„Istniała po prostu pewna maksymalna pojemność tego kotła ze złymi uczynkami, której przekroczenie nie robiło już żadnej różnicy”.
Okres andrzejek to zdecydowanie nie czas na odżywcze spacery po Mazurach, zwłaszcza w okolicach jeziora Śniardwy. Mocno jesienna pogoda uderza z całą mocą – chłodem, deszczem, depresyjną aurą i czymkolwiek się da. Ale mordercy jest to na rękę – brak świadków, niejasny motyw i zero podejrzeń. I trzeba przyznać, że trup odnaleziony w szuwarach to mało pomyślna wróżba andrzejkowa. Ale jak na złość – dla mordercy i na szczęście – dla śledztwa, w okolicy grasuje małżeństwo Ginterów wraz z kocim przybytkiem oraz Solańscy z Guciem. Jednostek śledczych nie brakuje, aczkolwiek Szymon ma zakaz i to zakaz z tych absolutnych, by nie pomagać w ujęciu mordercy. A wszyscy mieli dobrze się bawić na imprezie andrzejkowej, zorganizowanej w pensjonacie w Trzonkach, ulokowanym w starym dworcu.
I jakby zagadek było mało, to Rozalia i Paweł wybrali to miejsce zupełnie nieprzypadkowo, za wszelką cenę chcąc poznać odpowiedzi na nurtujące ich pytania.
Marta Matyszczak nie byłaby sobą, gdyby do współczesnego śledztwa nie wrzuciła wątku retro, dotyczącego starego dworca. Alfred, Leon i Karl byli niczym trzej muszkieterowie – wszędzie razem od dziecka. Chociaż czy hasło – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – było ponad marzenia, pasje, przyjaźń i pierwszą miłość? Rok 1945 i wkroczenie wojsk radzieckich do Mövenau (ówczesne Trzonki), konieczność dokonywania dramatycznych wyborów, zmieniło bardzo wiele w ich życiu.
„Prawda. To wyjścia na jaw prawdy tak bardzo się bał. Choć sam przecież niczemu nie zawinił”.
W „Świadku śmierci nad Śniardwami” to właśnie rodzinne zaszłości sprzed wielu lat powodują współczesne tragedie. Śledztwo idzie wyjątkowo topornie i nie do końca wiadomo, czy to wina niesprzyjającej aury, obłędu ogarniającego świadków i potencjalnych podejrzanych czy też ducha, grasującego w starym dworcu. A może to wszystko razem daje tak piorunujący efekt, że nawet Burburka nie nadąża za śledztwem i pisaniem pamiętnika? I całkowicie nie może zrozumieć zamiłowania Gucia do kiełbasy śląskiej, wszak krewetki to jedyny słuszny rarytas!
„Bo widzicie, taka jest podstawowa różnica – i wszystkie idące za nią konsekwencje – między kotami a psami. Psy mają swojego pana, koty – niewolnika”.
Sprawy zawodowe Ginterów to jedno, ale ich prywatne sprawy to historia pełna zwrotów akcji, nieoczekiwanych wypraw i nieprawdopodobnych informacji, które w przypadku ujawnienia, mogą zakończyć się końcem kariery, jak i długoletnim wyrokiem. Niewątpliwie, ich małżeństwo nie po raz pierwszy jest wystawione na próbę, wychodzą też na jaw okoliczności wypadku Huberta, nielegalne interesy miejscowego mafiosa… i kryzys egzystencjalno – wizerunkowy Rozalii.
A to wszystko tak zgrabnie poplątane, że zamiast odpowiedzi mamy więcej wątpliwości, które mam nadzieję definitywnie rozwieje kolejny tom!
___
Marta Matyszczak „Świadek śmierci nad Śniardwami”.
Cykl: Kryminał z pazurem
Wydawnictwo Dolnośląskie