„Cieszyn prowadzi śledztwo” Marta Matyszczak [recenzja patronacka]

„Wprawdzie wiem, że jestem psem detektywa, ale jeśli jeszcze raz ktoś mi każe kogoś śledzić w tych przeklętych Cieszynach, to ostrzegam, że w ruch pójdą moje nadszarpnięte upływem czasu i mroczną przeszłością zęby”.

Na ironię losu zakrawało podrzucenie nieboszczyka akurat na środek tego mostu, łączącego Cieszyn i Czeski Cieszyn, zwanego dumnie Mostem Przyjaźni. I tak sobie leżał, idealnie pół na pół. Jakby morderca nie potrafił się zdecydować, komu przysporzyć więcej pracy. A tak, to przedstawiciele czeskiej i polskiej policji będą musieli współpracować. Szkopuł w tym, że komisarz Liduška Žrankova i starszy aspirant Lucjan Kordel nie pałają do siebie sympatią.

A gdzie dwóch policjantów nie może się dogadać, tam los zsyła trójkę chorzowskich detektywów. Zapowiada się dość medialne śledztwo, bo nieszczęsnym nieboszczykiem okazuje się być Gustaw Habsburg (z tych Habsburgów). A do wytropienia mordercy aż się rwą Róża Solańska (z tych Kwiatkowskich) i Szymon Solański (yyy… z tych Solańskich). I jedyny, niepowtarzalny kundelek Gucio. Lista podejrzanych dość szybko się krystalizuje, aczkolwiek cieszyńskie areszty nie zakładały aż takiego obłożenia.

„Prawie każdy nasz wyjazd przynosił kryminalne atrakcje. Morderstwo. Śledztwo. I obwąchiwanie trupa zamiast spacerków, wylegiwania się brzuchem do góry, podgryzania miejscowych yorków i podprowadzania szynki z talerza podczas śniadania”.

Dużo literackich dobroci przynosi jedenasty tom „Kryminałów pod psem”.

Jest bardzo czesko! Co rusz spotykamy nawiązania do czeskiej literatury czy muzyki. Motta otwierające każdy rozdział są cytatami z Bogumila Hrabala, Jaroslava Haška, Evžena Bočka, Petra Šabacha czy Ivy Procházkovej. A w tekście nie brakuje słów z piosenek Heleny Vondrackovej, Karela Gotta czy… Ivana Mládka, autora  Jožina z Bažin. Pewnikiem było, że śledztwo polsko – czeskie nie może obyć się bez żartów językowych, w głównej mierze wynikających z przekonania o dość dużym podobieństwie tych języków. Na szczęście są to żarty na poziomie, wywołujące szeroki uśmiech a nie zażenowanie na twarzy czytelnika.

Cała ekipa śledcza wzięła sobie do serca zasadę, że o pustym żołądku nie ma co tropić złoczyńcy. Zatem jedzą (i piją) głównie w czeskich hospodach, zwłaszcza panowie, którzy wykazują w tym temacie dość sporą monotonię. Lucjan pochłania niebotyczne ilości bułek ze śledziem a Solański preferuje serowe menu. Ku rozpaczy Gucia, który co rusz wypatruje kiełbasy śląskiej. Na próżno. A słodkie gusta koją szarlotki… i szymonki. Ale ciii 😉

Napisałam, że jest bardzo czesko, ale też i bardzo cieszyńsko. Nowinką w tym tomie jest miasto, które zabiera głos, podpatrując i komentując to, co widzi, zarówno po prawej, jak i lewej stronie Olzy. Śledzi wnikliwie poczynania swoich mieszkańców (i agencji detektywistycznej Solan), czasami daje upust swojemu niezadowoleniu. Burzliwa historia miasta podzieliła je na część polską i czeską, więc mamy dwa Cieszyny. Ale zdradzę Wam sekret – w tej książce też i inne rzeczy ulegają rozdwojeniu. Ot, choćby mamy dwie stare skody, dwie Grażyny i dwóch Gustawów (!) a nawet… Szymon ulega podwojeniu (i zwielokrotnieniu przy jednoczesnym zdrobnieniu!). Takie rzeczy w tych Cieszynach! Na szczęście, pod względem charakteru i gabarytów, jedna Róża absolutnie wystarczy.

„Ten śląski detektyw, jego szurnięta żona i trzyłapy pies zdawali się wpływać destrukcyjnie na poczynania, ale i inteligencję oficjalnych czeskich urzędników”.

Jest czesko, jest cieszyńsko, ale główni bohaterowie też mają coś do powiedzenia. U Solańskich jest jak w starym, dobrym małżeństwie. Szczypta romantyzmu, nieco więcej zazdrości i upartości. I oczywiście działań w konspiracji, bo Solańscy nieustannie podsłuchują a Gucio niucha. Żadne z nich nie chce rezygnować ze swoich przyzwyczajeń a kompromisu pilnuje niezawodny Gucio. Chociaż im się wydaje, że to oni go pilnują. Ze skutkiem różnym. Pomimo braku kiełbasy śląskiej, Guciowe komentarze są zawsze strzałem w dziesiątkę.

„Ludzie to naprawdę stwarzają sobie problemy, których nie ma. Nie lepiej zjeść kiełbasę śląską, przytulić się do swojego człowieka, zdrzemnąć, a potem pójść na spacerek? No czy nie lepiej?”

Jest też i kryminalnie, bo tam gdzie Solańscy, tam prędzej czy później pojawi się trup. Przecież nie podążamy za duetami policyjno – detektywistycznymi tak dla rozrywki, przekraczając co chwilę granicę. Ich szpiegowanie, podsłuchiwanie i konspiracyjne działania mają na celu ujawnić, kto tak naprawdę źle życzył Habsburgowi. A w podejrzanych i motywach można jak zawsze przebierać. Marta Matyszczak tak sugestywnie podsuwa czytelnikom podejrzanych, że trudno wskazać tego właściwego. A na dodatek w Cieszynach mamy do czynienia z małą kumulacją oryginalnych postaci…

Z pewnością „Cieszyn prowadzi śledztwo” będzie jednym z moich ulubionych tomów z całego cyklu. I najzabawniejszym! Niezmiernie się cieszę, że Marta Matyszczak próbuje nowych rozwiązań, że wciąż chce zaskakiwać czytelnika. I podejmuje ryzyko, bo w przypadku czeskiego tła akcji można było bardzo łatwo zachwiać równowagą między komizmem a intrygą kryminalną. I oby Solański w tej starej skodzie z równie starą nokią, Róża ze swoją zadziornością i upartością oraz Gucio – niezawodny pies tropiący mieli jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia. Bo takiej trójki detektywów to ze świecą szukać. Mogą się kłócić, konspirować i bezczelnie podsłuchiwać, wpadając przy tym w liczne tarapaty, a i tak są skuteczniejsi niż lokalna policja. I chyba za to ich kochamy 😉

____
Marta Matyszczak „Cieszyn prowadzi śledztwo
Cykl: Kryminał pod psem, t.11
Wydawnictwo Dolnośląskie


2 Odpowiedzi “„Cieszyn prowadzi śledztwo” Marta Matyszczak [recenzja patronacka]”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*