“Tajemnica wyspy Flatey”

“Ludzie za dużo wątpią. Trzeba wierzyć w to, co zapisane w sagach islandzkich i w Biblii, i w to, co mówią starzy ludzie. Wtedy sny i marzenia się spełniają”.

Hen, hen, na dalekiej północy, wśród setek małych wysepek, znajduje się islandzka wyspa Flatey. Cofnijmy się do czerwca 1960 r., kiedy to mieszkańcy tej małej wyspiarskiej osady szepczą tylko o jednym. O zwłokach mężczyzny, odnalezionych na jednej z okolicznych wysp. Nie można go zidentyfikować, a mieszkańcy, zamiast dostarczyć jakichkolwiek informacji, wyrażają tylko głębokie niedowierzanie. Do rozwiązania sprawy zostaje oddelegowany zastępca prefekta, Kjartan, który prowadzi śledztwo zdecydowanie wbrew sobie i – nie da się ukryć – wbrew swoim umiejętnościom. Z czasem trop prowadzi do średniowiecznego manuskryptu Flateyjarbok, zawierającego wikińskie sagi. Kopia tej księgi jest najcenniejszym eksponatem tamtejszej biblioteki. Czy w tej księdze śledczy znajdą odpowiedzi na wszystkie pytania? A może to mieszkańcy wiedzą więcej, tylko nikt nie umie zadać odpowiednich pytań?

“Tajemnica wyspy Flatey” to nietypowy kryminał przede wszystkim dla cierpliwych. Początek historii jest dość leniwy, jakby autor chciał odwrócić naszą uwagę od nieboszczyka i skierować ją na tło kulturowe wydarzeń. Zimny, surowy krajobraz; mieszkańcy wykonujący te same obowiązki; zawody przekazywane z pokolenia na pokolenie. Spora monotonia, z wyraźnie zarysowaną hierarchią społeczną, na czele której znajduje się wójt, proboszcz i kościelny. Młode pokolenie ucieka z wyspy, a starsi śnią o lepszej, nowocześniejszej przyszłości. Nie zaprzeczę, że Flatey jest urokliwym miejscem, ale to w końcu zagadka kryminalna a nie krajobrazowa czeka na rozwiązanie.

Księga Flateyjarbok, wokół której oscyluje cała fabuła, jest dobrem narodowym Islandczyków, pomimo, że oryginał znajduje się w Bibliotece Królewskiej w Kopenhadze. Manuskrypt to wyjątkowy, nie tylko ze względu na zawartość, ale i sposób wykonania, o czym dowiadujemy się niemal z każdego rozdziału:

“Ale dla mnie ta księga jest najpiękniejszą rzeczą, jaką oglądały moje oczy.
Czarne, lśniące litery na jasnobrązowej skórze są niczym niekończące się rzędy pereł.
Ornamenty są dla mnie niczym najpiękniejsze freski na sklepieniach pałaców królewskich”.

I tu czeka na czytelnika niespodzianka, bo ma dwie zagadki do rozwiązania. Oprócz tej kryminalnej, jest i również zagadka flatejska, której rozwikłanie wymaga niezwykłej znajomości Flateyjarbok. Niektórzy znają ją na pamięć i potrafią zacytować z zamkniętymi oczami, a zawarte w niej uwagi traktują z największą czcią. Ale czy to wystarczy?

Książka nie jest klasycznym kryminałem skandynawskim. Jest zdecydowanie bardziej stonowana, pozbawiona typowego mroku i nagłych, zapierających dech, zwrotów akcji. Ale może właśnie tacy są Islandczycy, zwłaszcza ci sprzed nieco ponad 50 lat? Niespieszno im do rozwikłania tajemnic i są narodem dumnym ze swojej historii.

_________________

Viktor Arnar Ingolfsson “Tajemnica wyspy Flatey”
Wydawnictwo Editio
seria wydawnicza Editio Black,
data premiery: 19.07.2107 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*