“Pod osłoną deszczu” Jojo Moyes
„Nie znała go ani on nie znał jej. Mimo to uśmiechali się do siebie szeroko jak współwinni, trzymając się niezdarnie za ręce, a ona z radością powierzała mu swoje życie”.
Rodziny się nie wybiera. To przysłowie idealnie pasuje do zagmatwanych losów rodziny Ballantyne. Jej historię opowiadają trzy kobiety – Joy, Kate – jej córka oraz Sabine, 16-letnia córka Kate i wnuczka Joy. Dwie płaszczyzny czasowe, dwa krańce świata i trzy kobiece pokolenia z nikłymi szansami na znalezienie nici porozumienia.
Na lata 50. w upalnym Hongkongu przypadała młodość Joy, której bardzo doskwiera sztywność i elitarność otoczenia. Ratunkiem okazuje się być przystojny Irlandczyk, którego urzeka w Joy jej spontaniczność i miłość do koni.
„W jego oczach zobaczyła dalekie krainy, soczyście zielone pola i psy myśliwskie, ekscentrycznych mieszkańców wsi i świat wolny od spotkań towarzyskich. W jego słowach nie były krztyny zmanierowania ani przechwałek (…)”.
Koniec lat 90. to opowieść Kate, która mieszka w Londynie z córką i po raz kolejny usiłuje się pozbierać po nieudanym związku. By oszczędzić Sabine gorzkich słów, kłótni i łez, decyduje się ją wysłać do babci i schorowanego dziadka, do Irlandii. Nastolatka jest przerażona rodzinnym domem swojej matki i panującymi tam zasadami rodem ze średniowiecza.
Te trzy kobiety nie są w stanie ze sobą rozmawiać bez podnoszenia głosu, słów rozczarowania i wzajemnych oskarżeń o brak miłości i czułości. Pochodzą z zupełnie różnych światów a każdą z nich życie inaczej doświadczyło. Czy przełamywanie lodów rozpocznie się od czarno – białych zdjęć z albumu, nad którym będą się pochylały babcia z wnuczką?
To… no nic, sam przecież wiesz, jaka jest moja rodzina.
Raczej nie wydobywają ze mnie tego, co najlepsze”.
„Pod osłoną deszczu” to historia zdecydowanie w stylu Jojo Moyes. O kobietach, które muszą sobie radzić ze swoimi słabościami, sekretami, niezrozumieniem i brakiem wsparcia ze strony bliskich. Potrzebują mocnego tąpnięcia, by spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy, wyrzucić swoje żale, pretensje, by zbudować coś od nowa. Jest też kilka ciekawych wątków pobocznych, przywołujących historie ludzi, którzy się nieco pogubili pod pochmurnym, irlandzkim niebem.
„Po prostu myślę, że ważne jest, by kochać ludzi, dopóki z nami są.
Tak długo jak z nami są.”
A teraz czas na kubełek zimnej wody, bo książka jest niestety nierówna. Nadmiar opisów, albo powtarzanie pewnych rzeczy nie raz zatrzymało tę opowieść w miejscu. Końcówka historii jest zdecydowanie dynamiczniejsza, ale przez to mam wrażenie, że niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu i nie doczekały się pełnego zakończenia lub choćby słów wyjaśnienia czy uzupełnienia. Brakowało mi choćby opowieści Joy o pierwszych latach pobytu w Irlandii. Niestety, zakończenie było mocno przewidywalne, jeśli znamy tendencję autorki do klasycznych happy endów, poprzedzonych prawdziwą burzą emocji.
I – ponownie – opis wydawniczy książki nieco wprowadza w błąd, bądź też nie prezentuje pełni historii, bo zwiastuje li i jedynie opowieść Kate i jej nastoletniej córki. Jeśli ktoś nastawia się na powieść wskroś współczesną, to może być zaskoczony (mile lub mniej mile) wątkiem z przeszłości, który stanowi ok. ¼ książki. Szkoda, bo obraz Hongkongu z lat 50. jest naprawdę ciekawy i nadaje książce nieco egzotyczny charakter.
Nie zrozumcie mnie źle, bo nowa książka Jojo Moyes to wciąż kawał porządnej historii obyczajowej, ale porównując ją do innych książek autorki, widzę coraz więcej niedociągnięć.
A może po prostu czas odpocząć od niej, by powrócić ze świeżym spojrzeniem?
____
Jojo Moyes „Pod osłoną deszczu”
Wydawnictwo Znak
Czy może ktoś wytłumaczyć mi zakonczenie? Odnośnie cytatu na kartce? Dlaczego Joy rosła “gula…” gdy go czytała?
To byłby już lekki spojler 😉