„Florentyna od kwiatów” Agnieszka Kuchmister
„Tak jest na świecie, że wszystko się zmienia. Ludzie odchodzą, bogactwa się przepija, życie płynie. Trzeba patrzeć na to, co się ma w garści, bo nie wiadomo, jak długo się przyjdzie tym cieszyć”.
Florentyna od kwiatów była najmłodszą pociechą wiekowej już Jodełki, pochodzącej od drzew. Pojawiła się dość nieoczekiwanie, w najgorętszy dzień sierpnia roku 1918. Od początku była zbyt odważna, zbyt ciekawa, zbyt poważna w porównaniu do innych, sokołowskich dzieci. Dostrzegała niewidzialne albo po prostu to, czego ludzie nie chcieli zobaczyć. Lubiła słuchać całą sobą o tajemnicach, o zamierzchłych czasach a już zwłaszcza o tym, o czym ludzie nie chcieli rozmawiać.
Jednak nade wszystko chciała wiedzieć, po co się urodziła i jakie zadanie zostało jej przypisane. Chciała poznać odpowiedzi na te pytania, choć wiedziała, że próżno ich szukać wśród ludzi.
„Wtedy słyszy się głosy, których nie sposób rozpoznać, lub widzi rzeczy, o których istnieniu nie miało się pojęcia”
Florentynie przyszło żyć w Sokołowie – małej wsi, przesiąkniętej zapachem kwiatów, ziół i czegoś nieuchwytnego na pierwszy rzut oka. Czegoś niecodziennego, nie z tego świata. A może wręcz magicznego? Jakby codzienność Florentyny od kwiatów, niebieskich kwiatów, działa się między jawą a snem. W Sokołowie czas biegł inaczej, za nic mając wskazówki zegara. Zwalniał lub przyspieszał nieoczekiwanie, biegnąc sobie tylko znanym rytmem. Dziewczyna odmierzała lata mijającymi porami roku, kwitnącymi kwiatami. A Siemił, jej druga połówka, nie mógł oderwać oczu od gwiazd, ich wędrówek i skomplikowanych konstelacji.
Świat Florentyny przesiąknięty był ludowymi podaniami, historiami powtarzanymi od pokoleń. Nikogo nie dziwiły obrzędy Nocy Kupały, Dziadów, wiara w uzdrawiające moce szeptuchy czy historie o topielicach i babach wodnych.
Na stałe w ten krajobraz wpisano Czarny Las, Lisią Norę, Nieme Stawy czy postacie Jutrowoja od gwiazd czy Mogiłka od cmentarzy. Mieszkańcy Sokołowa wsłuchiwali się w odgłosy natury – czasem delikatne, przyjaźnie szumiące, ale czasem i te złowrogie, wręcz diabelskie, wydobywające się z głębi czerniejącego lasu. Florentyna prowadziła rozmowy z samotną studzienną panną, Mogiłek niepokoił się czarcim zielem a las zawodził ostrzegawczo. Szczęściarzem był ten, kto potrafił w porę odczytać pewne znaki.
„Las krzyczał i wskazywał drogę, ale nierozumni ludzie nie potrafili pojąć, że w tych trzaskach kory i szelestach liści zakodowana jest wiadomość. Drzewa porozumiewają się ze sobą na różne sposoby. Uwalniają w przestrzeń zapachy, podziemną grzybnią przesyłają drzewne myśli i ostrzeżenia.
(…) Las gadał, ale ludzie nie rozumieli”.
Wojna nie ominęła Sokołowa. Nadeszła, przykrywając magię wojennymi obrazami, obozowymi wspomnieniami, aktami bohaterstwa i tchórzostwa. Z koszmaru wojny ludzie budzili się bardzo powoli, bo ciało łatwiej uleczyć niż torturowaną duszę…
„Wojna to milczenie o tym, o czym nie chce się mówić. Nieproszona cisza. Żałoba niezauważona, bo noszona przez wszystkich w sercach, nie w ubiorze”.
„Każda wieś ma swoje tajemnice. W każdej wsi są rzeczy, o których się nie mówi”
Przeczytawszy „Florentynę od kwiatów” pomyślałam, że takich książek już się nie pisze i takim wrażliwym i zarazem nostalgicznym piórem mało kto włada. Agnieszka Kuchmister już od pierwszych stron zaprasza do wspólnej wędrówki do baśniowego świata, pełnego ulotnych i niecodziennych zdarzeń. Ta niespieszność historii i jej magia z początku onieśmielają, by z czasem przerodzić się w zachwyt nad światem, w którym granica miedzy jawą a snem się zaciera. Rzeczy, których nie sposób racjonalnie wyjaśnić, przestają dziwić. Wszystko ma swój cel, tylko trzeba dać sobie czas na jego znalezienie. Trzeba zaufać, zawierzyć, by znaleźć sens życia, swoje przeznaczenie. W maleńkim Sokołowie życie składa się z makroujęć, odtwarzanych w zwolnionym tempie. Przypatrzcie się uważnie, bo dzisiejszy świat umyka zbyt szybko, by to dostrzec.
_______
Agnieszka Kuchmister „Florentyna od kwiatów”
Wydawnictwo Książnica