„Znaki szczególne” Anna Rozenberg
„Siedział przed białą tablicą, na której rozrysował wszystkich uczestników tego wielkiego kłamstwa. Tylko ono wydawało mu się znakiem szczególnym tej zbrodni”.
Redfern, chłopie, jak to dobrze, że wróciłeś.
A wraz z tobą kawał dobrego kryminału.
Te dwa zdania to w sumie bardzo konkretne podsumowanie „Znaków szczególnych” Anny Rozenberg, czyli czwartego spotkania z inspektorem Redfernem.
Redfern, poharatany życiowo i zawodowo, przypomina wrak człowieka. Przytłoczony minionymi wydarzeniami, szuka punktu oparcia, ale przede wszystkim – szuka odpowiedzi. Niewiedza, strach i tysiące pytań zostały jego milczącymi i zarazem niechcianymi towarzyszami życia. Chociaż obiecuje sobie, że skupi się na sprawach najistotniejszych, to jednak zgadza się pomóc sierżant Winter w jej śledztwie. Odnalezione zwłoki dziewczyny są zagadką, która zatacza coraz szersze kręgi, w przedziwny sposób splatając losy lokalnych elit, środowisko niechcianych Travellersów a nawet znanej na całym świecie firmy McLaren.
To śledztwo jest mu bardziej potrzebne aniżeli wydaje mu na pierwszy rzut oka. Nie pozwala mu stoczyć się na dno i pogrążyć w wyrzutach sumienia. Jest za dobrym policjantem, by ulec marazmowi. Stopniowo daje się przekonać, że wszystko ma swój cel, tylko trzeba go właściwie określić. Ale – czy znowu nie bierze za dużo na swoje barki? Pomoc Winter, ujęcie Palacza, zamartwianie się o Martę i Lindę, troska o Siwiaszczyka…
Dziadek Redferna jest miłym zaskoczeniem tej historii. Wnosi ciepło, spokój, ale też i słowa ukojenia dla Davida. Chociaż zdarzają się między nimi tarcia, to ich wzajemne relacje ulegają zdecydowanemu ociepleniu. Redfern coraz bardziej docenia towarzystwo Siwiaszczyka… i rzecz jasna – Bandita. A może to zasługa przedświątecznego okresu, który rozgrzewa każde serce?
„Najważniejsze elementy jego życia stały teraz w kuchni – jeden przy blacie smarował chleb pasztetem z kogutkiem, a drugi, tuż obok, liczył, że pierwszemu coś ześlizgnie się z noża na podłogę”.
Ich coraz lepsza relacja jeszcze bardziej podkreśla niekochanie – uczucie, które w miarę postępu śledztwa pojawia się zbyt często. Niestety, ta podszyta chłodem pustka na linii rodzice – dzieci boli podwójnie. Z jednej strony są rodzice, ale czy oni zawsze wiedzą najlepiej, jak ma wyglądać życie ich pociech? Z drugiej strony są dzieci, które niechętnie uchylają drzwi do swojego świata… A nawet jeśli chcą porozmawiać, to czy ich słowa, głośne jak krzyk, zostaną usłyszane? Czy dopiero tragedia otwiera oczy na niekochanie, na próby skruszenia muru obojętności, na walkę z wiatrakami oczekiwań rodziców?
Redfern i Winter przedzierają się przez śledztwo, zewsząd otoczeni takimi wątpliwościami, jednocześnie świadomi, jak wygląda ich własna sytuacja rodzinna. Nie ustają w drążeniu, dopytywaniu, chwytaniu z pozoru nieistotnych tropów i cierpliwie odsiewają prawdę od starannie utkanego kłamstwa. Ale to wszystko jest warte finału, w którym wszystkie elementy w końcu wskakują na należyte, chociaż czasem niechciane miejsca.
Także, Redfern, dobrze, że wróciłeś. I ponownie zabierasz czytelników do swojego świata, pełnego walki na wielu frontach. Chociaż niektóre bitwy przegrałeś, to te najważniejsze wciąż przed tobą.
___
Anna Rozenberg „Znaki szczególne”
Cykl: David Redfern, t.4
Wydawnictwo Harde