„Mała draka w fińskiej dzielnicy” Marta Kisiel
„Ach! Stare dzieje. Umarłam, to umarłam, zaraz zresztą mi przeszło, więc o czym tu gadać. Było, minęło, a robótka czekała. To się przecież samo nie zrobi”.
Nikt, doprawdy nikt nie może czuć się bezpiecznie, gdy Marta Kisiel zabiera się za pisanie nowej książki. Nawet babcie, które – jak się okazało – spowodowały „Małą drakę w fińskiej dzielnicy”. No właśnie. Babcie. Te kochane, zawsze będące w gotowości, by przytulić i odegnać smutki wszelakie; te, które zawsze nakarmią rosołkiem i przekonają do dokładki. W końcu te, które zawsze chcą jak najlepiej dla swoich wnucząt. Otóż, (Mieczy)Sława Żmijan miała takową babcię, która miała być remedium na jej wszystkie życiowe smuteczki. A wierzcie, trochę się ich nazbierało.
W Starym Deszcznie czas jakby zatrzymał się w miejscu, niewzruszone upływem czasu fińskie domki przypominały o beztroskim dzieciństwie a wysłużony klucz do drzwi wciąż pasował, jakby wcale nie minęło siedem lat od jego ostatniego użycia. Tylko że babci Gieni się zmarło, o czym Sława wiedzieć nie mogła. Aczkolwiek tutaj sprawa się komplikowała, ponieważ aspekt śmierci babci Gieni nie był do końca dokonany. I ten fakt dość mocno bruździł zarówno Sławie, jak i jej przyjaciołom z dzieciństwa – Kristal i Bambiemu.
„Ledwo przyjechała, a już koniecznie musi wszystko wiedzieć.
A co się stało, a jak, a dlaczego, a po co, oszaleć idzie. Powiem ci, Nadziu, ile te dzieci zamieszania robią, to głowa mała. Człowiek nawet umrzeć nie może w spokoju!”.
Wkrótce okazuje się, że fińska dzielnica poza stertą ziemi, hucznie zwaną kopcem i wiekową stodołą, oferuje również spisek szanownych seniorek, gadający chodnik, niepowtarzalne efekty świetlne i niewielkie, aczkolwiek bardzo żarłoczne stworzenia o gatunku bliżej nieokreślonym. Po takim nagromadzeniu atrakcji, doprawdy można być w proszku. Niektórzy są. I z każdą chwilą fińszczyzna przybiera na sile… Perkele!
Z najnowszą książką Marty Kisiel nie można się nudzić. Są tajemnice, mniejszego lub większego kalibru, te młodzieńcze, jak i te wiekowe. Są ludowe wierzenia, rozważania o sferze sacrum i mnóstwo fińskiej mitologii – bo wiecie, fińskie domki (tudzież po prostu Finlandia) zobowiązują do wielu rzeczy.
„Wydarzenia ostatnich dni dowiodły niezbicie, że bujać to my, szanowne babcie, ale nie nas (…)”.
I to wszystko okraszone z jednej strony humorem a z drugiej strony – nostalgią i wzruszeniem. Żartować, kreować humorystyczne sytuacje i zbiegi okoliczności nie z tej ziemi – to Marta Kisiel potrafi na mistrzowskim poziomie. Wzajemne przekomarzania babć (z wątkiem kulinarnym w tle), które zawzięcie bronią swoich sekretów, są doprawdy urocze. A jak wiadomo, młodsze pokolenie stoi na nieco straconej pozycji w konfrontacji z seniorkami rodu, które przecież zwykle wiedzą i chcą najlepiej. Tylko teraz znalazły się w sytuacji, w której to wnuczęta, trochę tak mimowolnie wciągnięte w drakę w fińskiej dzielnicy, muszą naprawić to, co babcie nabroiły. I właśnie za sprawą relacji na linii babcie – wnuczęta robi się tak trochę nostalgicznie a nawet łezkę wzruszenia można by uronić. Tak się złożyło, że młode pokolenie też ma swoje problemy i solidne bagaże porażek, tudzież trzeba im pomóc podnieść się z życiowego bruku lub zwyczajnie podać rękę na życiowym zakręcie. A babcine słowa, że teraz wszystko się ułoży, mają większą moc sprawczą, aniżeli wszystkim się wydaje.
„Powrót do domu, do dobrego domu, to jak… wetknięcie wtyczki do kontaktu, żeby się naładować na nowo. Od tego jest dom, na litość boską!”.
I nawet Sława, zagubiona w tej swojej wielkomiejskiej dorosłości, jest w stanie w to uwierzyć. Pomimo wątpliwości, sekretów rodzinnych i faktu, że czas pożegnania nadchodzi nieuchronnie, to cała ta historia porządkuje jej chaotyczny myślo- i słowotok.
„Mała draka w fińskiej dzielnicy” jest kojącą historią (poprzetykaną salwami śmiechu) o tym, że powroty do domu, do swoich korzeni, to naprawdę dobry pomysł. Nawet jeśli po drodze trzeba rozwiązać pewne zawiłości dotyczące kwestii śmiertelności i fińskich wpływów w Starym Deszcznie.
___
Marta Kisiel „Mała draka w fińskiej dzielnicy”
Wydawnictwo Mięta
Czytałam jedną książkę tej autorki i nie była zła. Jednak nie polubiłam się z tą autorką na tyle, żeby wracać do jej twórczości.