„Martwy klif” Jędrzej Pasierski
„Śmierć krążyła nad tym miejscem jak mewy nad morzem. Aż w końcu przyszła. I być może zamierzała się rozgościć”.
Komisarz Ninę Warwiłow wywiało z jej bezpiecznego azylu w Beskidzie Niskim. I to w dość nieoczekiwanym kierunku, bo aż na wyspę Wolin. Dla niej i jej córki Mili miała to być podróż o czysto prywatnym charakterze i tak było do pewnego momentu. W małej miejscowości trudno o anonimowość, zwłaszcza że niektórzy traktują komisarz Warwiłow niemal jak chodzącą legendę.
„Tak o niej jednak mówiono. Nikt nie twierdził, że jest czołgiem. Raczej że potrafi się dostosować do miejsca, zrozumieć, jak ono działa. Że skleja się z miejscem, w którym jest, a nie że je taranuje. Że stara się zrozumieć jego klimat i specyfikę”.
Tamtejsza komenda boryka się ze śledztwem, jakiego nie widziano tam od dawien dawna. Prowadzący śledztwo podkomisarz Kacperski ma trzy ciała i w zasadzie tylko jeden trop, który wiedzie do starego domu dziecka. Ma tylko tyle a może aż tyle. Może jeszcze lekką niechęć i dystans ze strony miejscowych, którzy dają mu odczuć, że nie jest stąd. I nie wiadomo, czy to się kiedykolwiek zmieni.
W „Martwym klifie” czas płynie wolno, co daje złudne wrażenie, że niewiele się dzieje. A jest wręcz przeciwnie. Wyspa Wolin jest jeszcze przed sezonem. Nie słychać gwaru turystów, dźwięków muzyki, pobrzmiewania talerzy i kufli. Mieszkańcy wypatrują nadejścia sezonu i oderwania się od tej szarej codzienności, ale nie wszyscy tego dożyją.
Jędrzej Pasierski stworzył świetne tło geograficzno – historyczne dla swojej zagadki kryminalnej. Mieszkańcy chętnie mówią o przeszłości wyspy, o różnych nacjach i konfliktach. Tylko… ile jest w tym prawdy a ile wyobraźni czy pobożnych życzeń? Ta lekcja regionalizmu najwięcej uczy podkomisarza Kacperskiego i Ninę Warwiłow, bo lokalna tajemnica poliszynela wciąż dla nich jest wielką niewiadomą. A policyjna odznaka czasem działa paraliżująco – zamyka usta i rozmazuje wspomnienia. O ile Kacperski musi znaleźć mordercę, to Nina długi czas walczy ze swoim instynktem śledczego. Mimowolnie podgląda i usiłuje z licznych rozmów wyłapać to, co ważne. W końcu ulega namowom, bo praca ponownie staje się odskocznią od zagmatwanego życia prywatnego. Życie w Beskidzie Niskim, z dala od cywilizacji, toczy się przecież zupełnie innym rytmem. Jest ciszej, zwyczajniej, naturalniej. I takiego życia chce dla siebie i dla Mili. Tylko dlaczego coraz więcej osób mówi jej, że ucieka od problemów?
Wolińskie śledztwo przykuwa uwagę jednym elementem. Ciało odnalezione na początku książki nie jest pierwszym w dorobku mordercy. W związku z tym, od razu czytelnik jest wrzucony w sam środek śledztwa, bez zbędnych ceregieli i czekania na jego zawiązanie. Personalia poprzednich ofiar są wspomniane mimochodem, jakby nie było warto przejmować się śmiercią ludzi w podeszłym wieku.
Trzeba przyznać, że Nina Warwiłow w wersji wolińskiej to był zdecydowanie dobry pomysł i równie dobre wykonanie. Chociaż szarość codzienności buduje dość przygnębiającą otoczkę śledztwa, to szukanie mordercy, którego kolejny ruch ciężko przewidzieć, przyciąga uwagę coraz bardziej. Ale też i postacie śledczych są elementem, dla którego warto przeczytać „Martwy klif”. Nie sposób im nie kibicować, by wreszcie znaleźli jednoznaczne odpowiedzi na swoje dylematy. Czekam z niecierpliwością na następny tom!
___
Jędrzej Pasierski „Martwy klif”
Seria: Nina Warwiłow, t. 6
Wydawnictwo Czarne