“Dom czwarty” Katarzyna Puzyńska

dom-czwarty
To już siódma część sagi kryminalnej o Lipowie, a Katarzyna Puzyńska wciąż mnie zachwyca.
Dopracowaną intrygą, nietuzinkowymi bohaterami i nawiedzonym dworem rodziców Klementyny Kopp.
Nic, tylko czytać. Migiem!

Była komisarz Klementyna Kopp znika. Ot, jedno zdarzenie, różnie interpretowane, uruchamia śledztwo, które nie ograniczy się tylko do poszukiwań zaginionej. Ale i okoliczności są dość wyjątkowe – znana ze swojej ekscentryczności Klementyna wyrusza do rodzinnych Złocin, by wyjaśnić okoliczności morderstwa. I to wszystko na prośbę matki, którą widziała ostatnio 40 lat temu.

W bardzo niepozorne śledztwo angażują się, znani już z poprzednich części sagi o Lipowie, Daniel Podgórski, Emilia Strzałkowska i Weronika Nowakowska. Nie ukrywają przy tym swojego sceptycyzmu. Na dodatek nikt nie ułatwia im pracy. Rodzice zaginionej mijają się z prawdą, podobnie jak co najmniej połowa mieszkańców Złocin, których nazwę ktoś wymownie przekręcił na “Złe czyny”. Sąsiedzi chętnie prześcigają się w wrzucaniu wzajemnych oskarżeń, a na dodatek ktoś we wsi rysuje szubienice i podrzuca martwe kosy. Jaką tajemnicę kryją pobliskie dwory i który z nich jest tytułowym “domem czwartym”?

Ależ Katarzyna Puzyńska uwiła kryminalną intrygę! W sposób zaplanowany opowiada nam dwie historie, które łączy postać Klementyny Kopp. W pierwszej, rozgrywającej się współcześnie, drepczemy po piętach lipowskim policjantom, którzy szukają odpowiedzi na pytanie, gdzie podziała się ich koleżanka. Druga historia to retrospekcja wydarzeń sprzed dwóch lat, kiedy to zamordowano Różę – i właśnie ta sprawa sprowadza komisarz Kopp w te strony. Ale cofamy się także do lat ’70-tych a nawet do wydarzeń z roku 1939 r., kiedy to ten teren zamieszkiwali naziści.

Z tego wszystkiego trochę wyszedł taki kryminał retro za sprawą nawiedzonego dworku, zwanego Drozdami, jego dziwacznych lokatorów i rozlicznych sekretów rodzinnych. Ba! mamy nawet “przedstawienie” w stylu Herkulesa Poirot, który miewał w zwyczaju zbierać wszystkich podejrzanych, by jednoznacznie wskazać mordercę. W “Domu czwartym” taka konfrontacja również ma miejsce, ale rozjaśnia umysły śledczych tylko na chwilę, bo na jaw wychodzą kolejne potencjalne motywy zbrodni.

A bohaterowie to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Podgórski i Strzałkowska są rozedrgani emocjonalnie, bo jeszcze nie otrząsnęli się po życiowej traumie, co niestety odbija się negatywnie na śledztwie. I o ile Strzałkowska dzięki pracy wraca do normalności, to  Podgórski będzie jeszcze potrzebował sporo czasu… (tak, tęsknię za jego wersją z początków pracy w Lipowie!). Mieszkańcy Złocin mają wybiórczą pamięć, wymazują niektóre wydarzenia z pamięci, jak to było równoznaczne z tym, że coś się nigdy nie wydarzyło. Zagadki mnożą się na każdym kroku, co sprawia, że kandydatów do zaszczytnego tytułu mordercy jest wielu. Stanowczo zbyt wielu, a nawet jeśli nie pociągnęli za spust, to i tak przyznają się do winy. I jeszcze wspomnę o Kaju – człowieku małej postury, ale tak intrygującego, że na długo zapadnie Wam w pamięć.

Podsumowując, Katarzyna Puzyńska kolejny raz udowodniła, że w jej kryminałach kluczowe jest pytanie “dlaczego”, a nie “kto” zabił. Podsuwa różne pomysły czytelnikom, coraz to ciekawsze, bardziej skomplikowane. Ale czy motyw może być prozaiczny? Wszystko zależy od punktu widzenia. Nie zwlekajcie, by się dowiedzieć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*