“Tajemnicza śmierć Marianny Biel”
W Chorzowie mordują! Chociaż zdania w tej kwestii są podzielone…
Za to pewny jest trup, odnaleziony w familoku przy ul. 11 Listopada. Pewna jest także tożsamość nieboszczki – Marianna Biel, była gwiazda Teatru Uciecha, lokatorka owej kamiennicy. Znaleziona w piwnicy, przygnieciona własnymi przetworami i półkami, na których owe przetwory powinny się znajdować.
Ciało odkrywają nowi lokatorzy – były już policjant Szymon Solański i jego nowy towarzysz – Gucio, kundelek dopiero co przygarnięty ze schroniska. Policyjne przeczucie (tego pierwszego) i niezawodny psi węch (tego drugiego) wskazują, że to nie było samobójstwo. Tylko do ich wersji trzeba jeszcze przekonać całą resztę świata, która twierdzi, że to był nieszczęśliwy wypadek. I tak rozpoczyna się pierwsze wspólne śledztwo Solańskiego i Gucia.
Pomimo, że od lektury książki minęło już trochę czasu, dalej pozostaję pod jej urokiem. Powodów jest co najmniej kilka i sama nie wiem, od czego zacząć!
Marta Matyszczak w swoim debiucie starannie wyważyła wszystkie elementy. Jest i miejsce na historię kryminalną, jak i również na ciekawe tło obyczajowe. I czarny humor, który to wszystko zgrabnie łączy.
Przestrzeń miejska Chorzowa sprawdziła się jako miejsce akcji. Familok, którego ceglasta fasada skrywa więcej tajemnic, aniżeli mogłoby nam się wydawać. Ich odkrywanie to bardzo mozolna praca, bo solidne mury znakomicie nadają się do chronienia niechcianych wspomnień. Zwłaszcza przed wścibskimi spojrzeniami ‘nowych’. I jeszcze brakuje w tej kamiennicy ‘mordowni’, zamiast której jest… antykwariat! W rzeczy samej! A nawet pojawiają się dyskusje o literackich upodobaniach (Melon, Rankin, Theorin!).
Lokatorzy – dość przypadkowy zestaw ludzi, którzy rzekomo nie wsadzają nosa w sąsiedzkie sprawy. Znaczy się – jest wprost przeciwnie. Nie są kryształowo czyści, tak samo jak i obraz Chorzowa nie jest wyidealizowany. Autorka opisuje miasto takie jakie jest, ze wszystkimi ciemniejszymi zaułkami i problemami społecznymi. Robi się nieco nostalgicznie, zwłaszcza gdy zdajemy sobie sprawę, że śląska tradycja kryjąca się w murach takich familoków musi walczyć o przetrwanie. Nowoczesność coraz silniej wkracza w ten krajobraz, ukształtowany pracą wielu pokoleń, stawiając granicę między “my” a “oni”. Smutny jest również fakt, że zniknięcie tytułowej nieboszczki nie wzbudziło zainteresowania żadnego z lokatorów. Zupełnie jakby z wiekiem ludzie odchodzili w zapomnienie, byli odstawiani na boczny tor życia.
Do niewesołej rzeczywistości swoją cegiełkę dokłada Szymon – były policjant, który zakłada agencję detektywistyczną, by móc związać koniec z końcem. Nie ma łatwo, chłopina! A gdy dołożymy do tego kłopoty rodzinne i towarzystwo Róży, koleżanki z liceum, wciąż beznadziejnie w nim zakochanej, to na wybuch optymizmu raczej nie ma co liczyć.
A gdy człowiekowi jest smutno, wtedy z odsieczą przychodzi jego najwierniejszy towarzysz, czyli pies. Gucio! Zapamiętajcie to imię, bo osłodzi Wam tę nostalgię powieściową. Gucio obok Solańskiego jest drugim narratorem tej powieści. Błyskotliwy, zdystansowany, podglądający świat z własnej, psiej perspektywy. I prawie bym zapomniała – ma niepowtarzalny urok osobisty:
“Nie przechwalając się, moja uroda biła po oczach, powalała na kolana, a niedowiarkom dawała po pysku już przy drugim spojrzeniu.
Miałem brązowe ślepia, nie jakieś tam zszarzałe jak Szymon.
Dysponowałem czarnym niczym węgielek, wpisującym się w kopalnianą tradycję Śląska, nosem.
(…) Ogon miałem karbowany i wcale nie musiałem w tym celu używać karbownicy ze specjalna nasadką”.
Chociaż – jakby porównać z opinią pracowników schroniska…
“(…) przecie on je stary i żadny!
No (…) i nie ma kawałka szłapy, a do tego jest ślepy na jedno oko”.
W każdym razie – jest stworzony do roboty detektywistycznej, bo kto by na niego zwracał uwagę. Przecież to tylko stary kundelek… Ale ile zna psich przysłów, z których najbardziej go bulwersuje, że ktoś łże jak pies. A to właśnie dzięki Guciowi (Solański – wybacz) nie można odłożyć tej książki. Jego trafne spostrzeżenia i duża dawka humoru osładzają nam melancholię.
Słowem – jeśli szukacie ciekawie skonstruowanej zagadki kryminalnej, osadzanej w bardzo klimatycznym środowisku i dwójki niecodziennych detektywów, którzy dobrali się jak w korcu maku, to trafiliście pod dobry adres.
_______________________
Marta Matyszczak “Tajemnicza śmierć Marianny Biel”
Wydawnictwo Dolnośląskie,
data premiery: 14.06.2017 r.
_____________
ps. Nie mogę darować Solańskiemu jednej rzeczy!
“Solański nie marzył o nowych szpilkach, ani o torebce, za to nałogowo kupował książki. Gdy zapragnął mieć niedostępny tytuł, wypożyczał go z biblioteki i nigdy nie zwracał. W większości śląskich placówek był już wpisany na czarną listę (…)”.
Ale, o dziwo, Gucio w kwestii bibliotek ma niecodzienne skojarzenia:
“Obok komputera leżały stosy książek (…). Część z nich Solański przyniósł dzisiaj z biblioteki. Powiedział, że tam psów nie wpuszczają, więc nie może mnie ze sobą zabrać. To ja się pytam, po co chodzić w takie podejrzane miejsca?”.
Yey książka z akcją w Chorzowie! A niedawno się tutaj przeprowadziłam, aż z ciekawości się przejdę na tę ulicę, zobaczę co zainspirowało autorkę. Może nawet dam szansę, mimo że nie znoszę debiutów…
Ps. Słowo “ów” się odmienia, więc powinno być “owej kamiennicy”
Ps2. Trochę na tę premierę poczekamy, skoro ma miejsce w 2107r 😉
Proszę nie odebrać mojego komentarza negatywnie, jesteśmy tylko ludźmi, każdemu zdarzają się błędy 🙂
Debiutantom trzeba dać szansę 😉
A drugi tom już za dwa tygodnie!
I absolutnie się nie obrażam – miło, że ktoś czyta moje recenzje z takim zaangażowaniem. Już poprawiłam, dzięki 🙂